Wiele osób, które pytam o to, co sprawia im największość przyjemność w seksie odpowiada, że jest to „sprawianie przyjemności drugiej osobie”.
No jasne! Fajnie jest przygotować coś dobrego do jedzenia i patrzeć, jak bliska nam osoba pałaszuje danie, pomrukując z uznaniem. Fajnie jest zupełnie bez okazji zrobić komuś mały prezent i patrzeć na jego szczerą uciechę. Fajnie masując drugą osobę, usłyszeć jej łamiący się głos, mówiący „o tak, dokładnie tam”.
Współodczuwanie przyjemności to ogromny zasób naszych organizmów, spoiwo społeczne i w ogóle genialny myk. Gdy dotykasz kogoś z intencją sprawienia przyjemności, a tej osobie się to podoba i ją odczuwa, twój układ nerwowy odczuwa przyjemność ze sprawionej komuś przyjemności. Tę dynamikę w filozofii Koła Zgody nazywamy pośrednią ścieżką przyjemności. Na moim bardzo schematycznym rysunku wygląda to tak:
POŚREDNIA ŚCIEŻKA PRZYJEMNOŚCI
Dotykasz kogoś. Twój układ nerwowy przewodzi impulsy w dół twojej ręki, sprawiając, że twoja skóra wchodzi w kontakt ze skórą drugiej osoby. Twoją intencją jest sprawienie te osobie przyjemności. Twoja uwaga jest skupiona na jej ciele, na jej reakcjach. Twój układ nerwowy patrzy, czuje, wsłuchuje się w sygnały płynące z jej ciała. Szukasz w nich infomacji o tym, czy odczuwa ona tę przyjemność, o którą się starasz. Gdy widzisz, że jej ciało reaguje pozytywnie, twój układ nerwowy otrzymuje bodźce, których poszukiwał i interpretuje je jako „och, jak fajnie”, „jak pięknie” albo też „o, czyli dobrze mi idzie”.
Jest to więc sposób, by doświadczać przyjemności (piękna, dobra, docenienia siebie) za pośrednictem drugiej osoby. To przepiękne, że przyjemność potrafi się tak przelewać z osoby na osobę.
Ale.
Ale nie najemy się przecież patrząc jak ktoś je. Potrzebujemy dostępu do własnego jedzenia. Korzystanie w tym zakresie wyłącznie z pośredniej ścieżki oznaczałoby, że przygotowywanie sobie jedzenia nie wchodzi w grę, a to, czy nie umrzemy z głodu jest w pełni zależne od dobrej woli drugiej osoby i tego, czy będzie skora wejść z nami w regularną, przewidywalną dynamikę wzajemności – my karmimy ją, ona karmi nas.
Kiedy piszę o jedzeniu, ten scenariusz wydaje się abstrakcyjny. W seksie potrafi za to być na porządku dziennym. Wystarczy garść nabytych przekonań takich jak:
- Masturbacja jest grzechem / powodem do wstydu / brudem. (=Nie sprawiaj sobie przyjemności.)
- Kiedy jest się w relacji, nie powinno (musieć) się masturbować. (=Kiedy jest obok ciebie ktoś inny, nie sprawiaj sobie przyjemności, bo to ta osoba powinna ci ją sprawiać, a ty jej.)
- Podczas seksu z drugą osobą należy skupić się na dotykaniu jej, nie siebie. (=Nie sprawiaj sobie przyjemności, sprawiaj przyjemność drugiej osobie.)
- Skupianie się na sobie podczas seksu to egoizm. (=Nie sprawiaj przyjemności sobie, gdy obok jest ktoś inny.)
- Dobry kochanek / Dobra kochanka to osoba, która potrafi doprowadzić drugą osobę do szaleństwa. (=Twoja wartość zależy od tego, czy umiesz sprawić komuś przyjemność, nie od tego, czy umiesz ją sprawić sobie.)
- Orgazm „pochwowy” (klasycznie doświadczany za pośrednictwem ruchów innego ciała) jest lepszy niż „łechtaczkowy” (klasycznie doświadczany przez dotykanie siebie). (=Wyżyną twojej rozkoszy powinno być to, gdy ktoś sprawia ci przyjemność, nie to, gdy sprawiasz ją sobie.)
Długo by można wymieniać. Widzisz spójność tego obrazu?
Tradycyjne przekazy na temat seksualności uczą polegać na pośredniej ścieżce przyjemności. Uczą przedkładać potrzeby innych ludzi ponad swoje i oczekiwać, że ci inni ludzie zrobią dla nas to samo, rezygując z siebie. Uczą bolesnej zależności, w której obie osoby mają za zadanie karmić siebie nawzajem i pozostawać głodne (i złe) gdy druga osoba nie ma zasobów, by przygotować posiłek. I uczą bezradności, odwracając naszą uwagę od naszych własnych ciał i dewartościując naszą umiejętność spełniania własnych potrzeb – karmienia siebie.
Czym to się kończy? Kończy się na przykład odcięciem od własnego ciała i własnych potrzeb (i w efekcie poczuciem „niskiego libido” tudzież „seks mógłby dla mnie nie istnieć”). Kończy się domaganiem się od drugiej osoby oczekiwanych reakcji (szybkiego rozgrzewania się, jęków, orgazmu), bo to od reakcji drugiej osoby zależy przyjemność pierwszej (patrz uśmiech na rysunku powyżej). Kończy się udawaniem orgazmu (żeby tego „uśmiechu” dostarczyć), poczuciem niewystarczania w obliczu masturbacji drugiej osoby („moje uśmiechy nie są wystarczająco dobre?”) i sławetnym pytaniem „dobrze ci było?” („uśmiechnj się do mnie”).
W tej chwili konsekwencje pośredniej ścieżki przyjemności mogą sprawiać wrażenie, że należy natychmiast z niej zejść, a mapę tej ścieżki zdeptać, spalić, jej popioły puścić z wiatrem.
Nic bardziej mylnego!
Przypomnę – odczuwanie przyjemności z przyczyniania się do czyjejś przyjemności to genialny myk! Ta ścieżka powinna być źródłem szczęścia, a przyjemność powinna się rozlewać z osoby na osobę.
Problem nie pojawia się tam, gdzie korzystamy z pośredniej ścieżki, tylko tam, gdzie jest ona jedyną dostępną.
Tam, gdzie wstyd, pojęcie grzechu, idee samopoświęcenia i grzeczności, patriarchat, kultura wiecznego zapier*olu (stwórz własny koktajl) pozbawiły nas łatwego dostępu do bezpośredniej ścieżki przyjemności, czyli tej, w której przyjemność czerpiemy bezpośrednio z własnego ciała. O tak:
BEZPOŚREDNIA ŚCIEŻKA PRZYJEMNOŚCI
“Istnieje pogląd, że gdyby tylko udało się wyłączyć myślenie, można by było lepiej skupić się na tym, co odczuwa skóra. Jest odwrotnie. Nie trzeba wyłączać myślenia; trzeba włączyć skórę.” Betty Martin, autorka Koła Zgody
To nie jest żadna wiedza tajemna. Napisałam wcześniej, że wyuczony wstyd czy idee samopoświęcenia *pozbawiają” nas łatwego dostępu do ścieżki bezpośredniej. Bo każda_y z nas rodzi się z umiejętnością czerpania przyjemności ze swojego ciała i z jego pomocą czerpania przyjemności ze świata. Rozwijamy te umiejętności w pierwszych miesiącach i latach życia (umiejętność macania wszystkiego, co wzbudza naszą ciekawość czy tarzania się w trawie tylko dlatego, że to przyjemne), by z czasem – w mniejszym lub większym stopniu – oduczyć się polegania na niej i zastąpić ją ścieżką pośrednią.
To nie jest żadna wiedza tajemna. Napisałam wcześniej, że wyuczony wstyd czy idee samopoświęcenia *pozbawiają” nas łatwego dostępu do ścieżki bezpośredniej. Bo każda_y z nas rodzi się z umiejętnością czerpania przyjemności ze swojego ciała i z jego pomocą czerpania przyjemności ze świata. Rozwijamy te umiejętności w pierwszych miesiącach i latach życia (umiejętność macania wszystkiego, co wzbudza naszą ciekawość czy tarzania się w trawie tylko dlatego, że to przyjemne), by z czasem – w mniejszym lub większym stopniu – oduczyć się polegania na niej i zastąpić ją ścieżką pośrednią.
I znów – nauka korzystania ze ścieżki pośredniej jest dobra i konieczna. Problem pojawia się tam, gdzie zapośredniona przyjemność wypiera bezpośrednią, powodując odcięcie od własnego ciała i potrzeb, bolesne zależności i bezsilność.
Potrzebujemy obu ścieżek. O tak:
Jak do tego stanu dotrzeć?
Jeżeli przez większość życia seksualnego polegałaś_eś na ścieżce pośredniej, twój układ nerwowy jest wyćwiczony w zapominaniu o sobie i skanowaniu reakcji drugiej osoby. Wyjechanie z tych kolein będzie wymagało intencji, praktyki i czasu. Podczas sesji pracy z ciałem w filozofii Koła Zgody, które prowadzę, taką praktykę zaczynamy od doświadczenia czystej ścieżki bezpośredniej.
Żeby zrozumieć różnicę między doznaniami płynącymi z jednej i drugiej ścieżki, odkładamy na chwilę tę pośrednią (jest silna, przeżyje). Nie próbujemy robić dwóch rzeczy jednocześnie. By wzmocnić ścieżkę bezpośrednią, skupiamy się na praktykach dostawania i brania, mówiąc językiem Koła (więcej o tych pojęciach dowiesz się tutaj). Gdy z powrotem pozwolimy układowi nerwowemu wsłuchiwać się w siebie, odczuwać, gdy „włączymy skórę” (i inne poza dotykiem zmysły), gdy wydepczemy nowe ścieżki, dopiero wtedy zaczynamy praktykę korzystania z obu ścieżek naprzemiennie i jednocześnie.
“Tak długo jak nie potrafisz postawić swoich pragnień na pierwszym miejscu, nie jesteś w stanie postawić ich na drugim, bo nie wiesz czym są.” Betty Martin, autorka Koła Zgody
Efekty dostępu do obu ścieżek?
Różnorodne i szerokie.
Kontakt ze swoim pragnieniem (popularnie zwany „libido”), łatwiejszy dostęp do odczuwania przyjemności, mniej poczucia presji, swoboda i sprawczość, gotowość do zabawy w seksie, „wolna głowa”, która nie zagłusza odczuć z ciała, lepsza komunikacja, większa wyrozumiałość dla siebie i drugiej osoby.
Zastanów się na trudnościami w życiu seksualnym, których doświadczyłaś_eś ty lub bliskie ci osoby. Ile z nich jest efektem braku słabego dostępu do bezpośredniej ścieżki przyjemności?